ADVERTISEMENT


This is an archived version of the site. It will not be updated again. Thank you for your interest.

SUPPORT US!

August 23, 2012

Bibliografie o liturgii apostolskiej Nersingera, Wassilowsky'ego i Wolfa


Do naszego zbioru bibliografii dodane zostały opracowania zawierające się w dwóch prezentowanych już na łamach naszego portalu niemieckojęzycznych dziełach: (Ulrich Nersinger, Liturgien und Zeremonien am Päpstlichen HofGünther Wassilowsky, Hubert Wolf, Päpstliches Zeremoniell in der Frühen Neuzeit).

Trzy zamieszczone dokumenty są pełnymi zbiorami bibliografii i literatury dotyczącej omawianych przez wyżej wymienionych badaczy zagadnień (a więc całościowy pogląd na liturgię papieską, ze szczególnym uwzględnieniem jej stanu sprzed soborowych i posoborowych reform liturgicznych oraz papieski ceremoniał w czasach nowożytnych).

Oto wspomniane dokumenty (warto wspomnieć, że zestaw literatury znajdujący się w pierwszym tomie tytułu, który wyszedł spod pióra Nersingera obejmuje prawie 30 stron wielojęzycznych publikacji z okresu kilku wieków!):

Günther Wassilowsky, Hubert Wolf - Päpstliches Zeremoniell in der Frühen Neuzeit [LITERATUR] 

Ulrich Nersinger - Liturgien und Zeremonien am Päpstlichen Hof, t. I [LITERATUR] 

Ulrich Nersinger - Liturgien und Zeremonien am Päpstlichen Hof, t. II [LITERATUR]

August 14, 2012

Abp A. J. Nowowiejski - Porządki Rzymskie

Abp A. J. Nowowiejski - Kilka szczegółów o liturgii apostolskiej


Koniec wieku XV i początek XVI zaznaczył się w historji mszału wypadkiem wielkiej doniosłości. Jest to ostateczne ułożenie i ogłoszenie rubryk, według których msza św. się sprawowała: rubryk nadzwyczaj mądrze ułożonych i podziwienia godnych, których uroku nie pojmą ci chyba, który utracili poczucie wiary lub smak rzeczy poważnych. Prawa te, których powstanie ginie w pomroce wieków, pojawiły się już częściowo w porządkach Rzymskich na użytek kaplic, t. j. nabożeństw papieskich, pisanych.

s. 62

---

Nazwy tej: „breviarium” w dzisiejszym znaczeniu użył pierwszy [1] Alkuin (804), lecz już przed nim brewjarz istniał [2]. Pierwsze brewjarze rzymskie pochodzą z pontyfikatu Innocentego III i noszą nazwę: Breviaria de Camera lub Breviaria secundum usum Romanae Curiae, t. j. brewjarze pałacowe, brewjarze kurji Rzymskiej (nie bazylikowe), t. j. te, z których na dworze papieskim się modlono [3]. Na urobienie poszczególnych części i źródeł brewjarza bezpośrednio lub pośrednio w większy lub mniejszy sposób składali się papieże: św. Damazy, św. Leon W., św. Gielazy, św. Grzegorz W., św. Grzegorz III i Adrjan I; lecz, zdaje się, dzieła skrócenia, a więc utworzenia właściwego brewjarza dokonał pierwszy św. Grzegorz VII na synodzie Rzymskim z r. 1074 i 1076, przez nadanie officjum brewjarzowemu poprawniejszej formy i zalecenie jej duchowieństwu [4].

Skrócenie to przyjęte zostało we wszystkich kościołach rzymskich, z wyjątkiem bazyliki Lateraneńskiej, jak to zaznacza w wieku następnym Piotr Abelard w liście do świętego Bernarda [5]. W XIII wieku znowu brewjarz skrócono, ale tylko dla kaplicy papieskiej u św. Jana Lateraneńskiego, aby nabożeństwa, w których papież i kardynałowie uczestniczyli, nie zabierały im zbyt czasu, na inne ważne zajęcia przeznaczonego. Radulf z Tongres w XIV wieku opowiada [6], że to officjum skrócone sam widział i że ono, na zalecenie św. Franciszka, w przekonaniu, że było „secundum ordinem Ecclesiae Romanae”, jak rozkazał św. Franciszek, przez jego zakonników było odmawiane.

[1] Por. Dom. Baümer, L. c., p. 425.
[2] Według Batiffol, Histoire du Bréviaire Romain, p. 195 sq., najstarożytniejsze brewjarze pochodzą z góry Kasynu, z końca XI wieku.
[3] Ehrle, Historia bibliothecae romanorum pontificum, Romae, 1890, t. I, p. 549.
[4] De Consecrat. Dist. 5, cap. 15.
[5] « Antiquam Romanae Sedis consuetudinem nec ipsa civitas tenet, sed sola Ecclesia Lateranensis, quae mater est omnium, antiquum tenet officium, nulla filiarum suarum in hoc eam sequente, nec ipsa etiam Romani Palatii Basilica ». Abailardi, Opera, Epist. V.
[6] De Canon. observantia, prop. 22 : « Clerici capellares... officium romanum semper breviabant, prout domino papae et cardinalibus congruebat observandum, et huius officii ordinarium vidi Romae tempore Innocentii recollectum ».

s. 75

---

Innocenty VIII, papież (1484-1492), rozkazał Augustynowi Patrizi (Piccolomini), ceremonjarzowi swemu, który później został biskupem w Pienza, w Toskanji († 1496), ułożyć zbiór przepisów, według których ceremonje papieskie się odprawiają; zbiór ten, ułożony na tle Porządków Rzymskich, nie został wydrukowany za życia Patrizi’ego [1]. Dopiero w roku 1510, za Leona X, papieża, Krzysztof Marceli, biskup w Korfu, pozwolił go sobie wydrukować w Wenecji p. t. „Rituum ecclesiasticorum, sive sacrarum Caeremoniarum Sanctae Romanae Ecclesiae libri tres non ante impressi”; owszem papież udzielił przywileju na druk tego dzieła. Po raz pierwszy dopiero wówczas ujrzano ceremonje papieskie w druku; ceremonjarze bowiem papiescy dotąd ogłaszanie ich uważali za świętokradztwo i za wydanie rzeczy świętych, jakiemi są tajemnice obrzędowe, na profanację ludzką. Prefekt ceremonjarzy papieskich, wspomniany wyżej Parys Grassus, wystosował do Leona X memorjał, w którym żąda, aby rozkazał spalić ów ceremonjał Patrizi’ego, a przynajmniej poprawić z błędów [2]. Sprawa przez się sama z czasem ucichła, lecz myśl poprawy i wydania ceremonjału poprawnego, zaprowadzającego jednostajność w nabożeństwach pontyfikalnych, nie tylko w Rzymie, ale i na całym świecie wkrótce się urzeczywistniła.

„Klemens VIII, pisze Catalani [3], był pierwszym, który z pomocą ludzi uczonych ułożył i wydał dla całego Kościoła Ceremonjał biskupi”. Wziąwszy pod uwagę, że, jak sądzi Thomassinus [4], kanonicy tym są podczas nabożeństw względem biskupa, czym kardynałowie względem papieża, na wzór do swej pracy przyjął te ceremonje, które się odprawiają w kaplicy papieskiej.

[1] Dom Guéranger, Instit. liturg., t. I, p. 70.
[2] „Librum caeremoniarum nuper impressum omnino comburi simul cum falso auctore, aut saltem ipsum auctorem corrigi et castigari”. Migne, Patrol. Cursus compl., t. LXXVIII, col. 855.
[3] We wstępie do swego komentarza obszernego na Ceremonjał biskupi.
[4] Discipl. eccles., pars I, l. III, c. VII, VIII, § praecipue.

s. 146

---

Nie wiemy z pewnością, czy wiarogodne są podania, jakoby już papież Damazy († 384), a po nim papież Hilary († 468) założyli w Rzymie scholam cantorum [1]. Lecz niezawodną jest rzeczą, że dopiero Grzegorz Wielki nadał szkole śpiewaków rzymskich stałą podstawę i odpowiednie urządzenie, o czem słowa Jana Djakona, wyżej przytoczone [2], zaświadczają. Szkołą ta wykonywała śpiewy liturgiczne w bazylikach Watykańskiej i Lateraneńskiej, jako też w innych kościołach stacyjnych, w których papież nabożeństwo odprawiał, i odtąd istnieje, choć już w zmienionej formie, pod nazwę „Capella Pontificia” [3]. Główną jej obsadę stanowili subdjakoni w liczbie siedmiu, z któremi w znacznie większej ilości śpiewali, już to symfonicznie, już na przemiany, chłopcy, wykształceni w szkole śpiewaków. Chłopcy ci brani byli, głównie w VIII i IX wiekach, z sierot [4]; ztąd i szkołę nazwane „orphanotrophium”. W VIII wieku szkołą ta, w której nie tylko śpiewu, ale i innych przedmiotów naukowych uczono [5], zajmowała gmach przy via Merulana [6]. Jeszcze w XI wieku w szkole śpiewaków było siedmiu subdjakonów i wielu niższych duchownych, którzy się tam w śpiewie ćwiczyli [7]. Przedtym obowiązek śpiewania w chórze należał do djakonów, którym wszakże, jako właściwym ministrom ołtarza, św. Grzegorz I zabronił należeć do szkoły śpiewaków [8]; dlatego djakoni niegdyś musieli mieć głos piękny i znać sztukę muzyczną. Papieże Sergjusz I i Sergjusz II byli wychowańcami Rzymskiej szkoły śpiewaków, a Anastazy Bibljotekarz mówi szczególniej o Sergjuszu II, że go, jako chłopca, Leon III oddał na naukę do szkoły śpiewaków, i że chłopiec w krótkim czasie wielkie postępy uczynił we wszystkich naukach [9].

[1] Macri, Hierolex. ad voc. Schola cantorum. Zacharias, Onomast. ad voc. Schola cantorum.
[2] Ob. Wyżeh, str. 204.
[3] Por. Battandier, Annuaire Pontifical Catholique, 1899, p. 377.
[4] Liber diurnus III, 19 ; Liber Pontif. (ed. Duchesne), t. II, p. 92, 195.
[5] Według Agobarda, biskupa Ljonu († 840), dobry śpiewak powinien być wyćwiczony w Piśmie św. i w innych naukach, które mogą go oświecić. De correctione antiphonarii, c. 18.
[6] Duchesne, Origines du culte chrét., 2 ed., p. 336.
[7] Zacharias, Onomast. ad voc. Schola cantorum.
[8] Concil. Rom, 595 a., can. 1; Duchesne, Orig. du culte chrét., p. 161.
[9] « Praesul eum scholae cantorum ad erudiendum communibus traditit litteris, et ut mellifluis instrueretur cantilenae melodiis... Insignis idem et solertissimus puer celeriter omnis literalis disciplinae sumsit ingenium, ut omnes ipsius praecelleret scholae pueros ».

s. 227

---

Na czele szkoły śpiewaków stali rektorzy, których nazywano magistri scholae, którym to Karol Wielki poruczył poprawę antyfonarzy [2]. Pierwszy i drugi porządek rzymski zwierzchnika szkoły śpiewaków nazywa zwykle prior albo primus scholae, primicerius (t. j. primus in cera, czyli, że imię jego było wypisane pierwsze na tablicy woskowej, gdzie były wypisane wszystkie imiona śpiewaków) scholae cantorum albo krótko cantor, a później magister capellae. Pomocnik jego zwał się succentor. Potym szedł drugi w rzędzie liturgicznych śpiewaków, mianowany w najstarożytniejszych porządkach rzymskich secundus cantorum, a później secundicerius. Następnie był tertius cantorum. Za nim był quartus cantorum, który w pierwszym porządku rzymskim [3] ma nazwę: archiparaphonista, t. j. pierwszego między parafonistami czyli między współ(para) śpiewakami. Archiparaphonista stał na czele parafonistów, którzy wraz ze swoim przełożonym nie zajmowali tak wybitnego stanowiska, jak primicerius i secundicerius. Tych ostatnich, a przedewszystkim primicerjusza powaga i zakres obowiązków wzrastały zwolna w ciągu wieków, tak iż przy wielu kościołach należał on do najznaczniejszych jego ministrów [4], t. j. do dygnitarzy (dignitates). Podczas liturgji przewodnicy szkoły stali na czele w pobliżu ołtarza, za nimi byli chłopcy w dwuch szeregach [5], wreszcie parafaniści [6].

[2] „Praecipiens de omnibus civitatibus Franciae magistris scholae antiphonarios eis ad corrigendum tradere et ab eis discere cantare”. Ap. Baronium, Ann., t. XIII, ann. 787. Mowa tu o rektorach szkoły w Metzu.
[3] Ordo I, n. 7,8.
[4] Georgi, De liturgia Rom. Pont., II, 115, sqq.
[5] Ordo Rom. I, n. 8.
[6] Duchesne, L. c., p. 336.

s. 228.

---

Pius IV papież, potwierdziwszy dekreta reformacyjne soboru Trydenckiego dnia 2 sierpnia 1564 r. ustanowił kongregację, złożoną z 8 kardynałów, aby nad ich wypełnieniem czuwała. Kongregacja ta przedewszystkim zajęła się poprawą śpiewu i muzyki w Rzymie, a w szczególności w kaplicy papieskiej, która powinna dawać wzór poprawności wszystkim kościołom w Rzymie i na całym świecie. Kongregacja wyznaczyła do tej sprawy dwuch kardynałów, Vitellozzo Vitellozzi i Karola Boromeusza, który wraz z wyznaczonemi przez kolegjum papieskich śpiewaków 8-u jego członkami odbyli w tym celu konferencję. Na żądanie kardynałów, aby ze śpiewów usunięte zostały wszystkie słowa, nienależące do tekstu liturgji, niestosowne motety, oraz muzyka lekka, śpiewacy odpowiedzieli, że gotowi są w tym razie zastosować się do przepisów: gdy wszakże następnie zażądano od nich, aby śpiew polifoniczny w taki sposób był wykonywany, aby wszystkie jego słowa wyraźnie dawały się słyszeć, odrzekli, że to nie zawsze jest możebne. Wtedy to kardynałowie, przecząc tej niemożebności, podali za przykład słyszane przez nich improperja Palestryny.

s. 252-253

---

„Do dziś dnia w kaplicy sykstyńskiej watykańskiej, w Wielki Tydzień, gdy kaplica obrana ze wszystkich przystrojów, ogołocona z przepychów bogatych, świeci jedynie malowaniem Michała Anioła, wtedy w obec jego Sądu Ostatecznego, co grzmi grozą i strachem – płacze i kwili muzyka Palestryny. Wtedy roztapia się serce, choćby od wieku lat oskorupiałe cierpieniem lub pychą, wtedy myśl ulatuje po nad doczesności doliny; żałość, pełna niebiańskiej słodyczy, radości i tryumfu, nieskończone tęsknoty wpływają w duszę słuchacza, budzą w niej i rozwiązują najgłębsze tajemnice życia i śmierci” (Kremer, Listy z Krakowa, II).

Tak więc Palestryna nadał śpiewowi polifonicznemu nie tylko religijny zwrot. Tekst jego kompozycji, jak mówiliśmy, był zrozumiały i jasny, gdyż rozmieszczenie zdań i słów, odpowiadających każdej z należących do ogólnej harmonji melodji, w ten sposób było urządzone, iż o tyle tylko krzyżowały się one z sobą, o ile nie sprawiały zamieszania, które może stać na przeszkodzie do zrozumienia każdego poszczególnego słowa pienia liturgicznego. Styl Palestryny zwano stylem a capella [1], ponieważ go używała kapela, t. j. chór papieski.

(…)

Na sposób Palestryny tworzono w następnych wiekach najwięcej w Rzymie, gdzie w kaplicy Sykstyńskiej trzymano się form starych. Zasłynął tam szczególniej Allegri Grzegorz († 1652) swoją piękną dwuchórową kompozycją „Miserere” wykonywaną w Rzymie do dziś w wielkim tygodniu [2], Agazzari Agosto († 1640, kapelmistrz kolegjum Niemieckiego, Pisari Pasquale († 1778), zwany Palestryną XVIII wieku, i inni.

[1] Obecnie kompozycjami a capella zowią się te mianowicie, które są wykonywane bez towarzyszenia organu lub orkiestry.
[2] Po pierwszym wykonaniu pod groźbą klątwy zakazano kopjowania kompozycji Allegri’ego Miserere. Mozart ze słuchu ją odpisał. Pierwszy raz drukowano ją w Londynie r. 1771. Zakaz kościelny następnie był cofnięty.

s. 256-257

---

Tylko Kościół Wschodni i kaplica papieska dawnego trzymają się zwyczaju, i żadnego instrumentu, nawet organu, nie dopuszczają do liturgicznego śpiewu.

s. 268

---

Gdy papież uroczyście Tajemnice śś. sprawuje, po epistole, śpiewanej przez subdjakona łacińskiego, subdjakon grecki głosi ją w swoim języku; poczem znów z kolei djakon łaciński i djakon grecki śpiewają ewangielję, każdy s swej mowie [2].

[2] Thomassin, Eccl. discipl. I, 2, 82, n. 3.

s. 320

---

Połączenie wszystkich trzech pierwotnych języków świętych, szczególniej zajaśniało chwałą w r. 1409, na koronacji Aleksandra V papieża, w czasie soboru Pizańskiego; śpiewano wtedy epistołę i ewangielję, po hebrajsku, grecku i łacinie [3].

[3] Dom Marténe, De antiquis Ecclesiae ritibus, t. I.

s. 321

---

I po za mszą św. Śpiewa się Kyrje elejzon. W pierwszym porządku rzymskim [1] Kyrje elejzon nosi miano litanji (z gr. λιτανεία), t. j. błagalnej prośby tych, którzy są nieszczęśliwemi w skutek swych grzechów. Dlatego tak zwane teraz litanje otrzymały swą nazwę ztąd, iż, jako modlitwy pokutne i błagalne, zaczynały się od Kyrje elejzon, t. j. od litanji; a także dlatego, iż wszystkie pojedyńcze prośby, zanoszone w ciągu litanji naszych, są w gruncie rzeczy tylko rozdrobnieniem błagalnego wołania o miłosierdzie, zawierającego się w Kyrie elejzon.

[1] Ordo Rom. I, c. 9. Por. Regula s. Benedicti c. 17.

s. 371

---

Wprawdzie porządki rzymskie XIV (n. 79) i XV (n. 41) czynią uwagę, że biskup rzymski w niedziele Gaudete i Laetare pozdrawia obecnych słowy: Pax vobis. Jednakże ceremonjał biskupi obecnie przepisuje biskupom we wszystkie niedziele adwentu i postu śpiewanie Dominus vobiscum. Niegdyś bowiem w Rzymie w niedziele adwentowe odmawiano Gloria (że zachodziło to około XII wieku, dowiadujemy się z XI porządku rzymskiego, n. 4), ztąd i Pax vobis śpiewano.

s. 376, p. 4

---

W ogóle wyższy pośrednik używa w liturgji do posługi niższych pośredników. Więc do posługi papieżowi w liturgji należą nawet biskupi, do posługi biskupowi w liturgji używani są także kapłani, obok niższych stopni liturgicznych duchowieństwa.

s. 410

---

Później wszedł w użycie obyczaj całowania nogi biskupiej, np. przez djakona przed ewangelją; ale Grzegorz VII, papież, samemu papieżowi oddawanie tej czci zastrzegł.

s. 412

---

Najuroczystszą była procesja, jaką opisał I porządek rzymski [2]: papieża, jadącego konno, poprzedzał akolita stacjonalny z chryzmą, którego naczynie owinięte było chustą, i inni akolici z kielichem, pateną, krzyżem, ewangieljarzem i innemi księgami, naczyniami, tacami, nalewkami i t. p.

[2] Mabillon, Mus. Ital., t. 2, p. 84.

s. 425

---

Biskup zatem oddaje zwykle salutacje przed nader małe pochylenie głowy, papież zaś nigdy na nie nie odpowiada, „praerogativa enim est Romani Pontificis, ut nemini omnino mortalium reverentiam faciat” [2].

[2] Catalani, In Caer. epp., l. I, c. 23, § 2, IV.

s. 459

---

Papież tylko, siedząc przyjmuje turyfikację od klęczącego, a biskup ma niekiedy głowę nakrytą podczas okadzania.

s. 479

---

Ponieważ papież jest w szczególniejszy sposób widzialnym zastępcą Chrystusa Pana, dlatego jemu w wyróżniający sposób składamy pocałunek czci. Innocenty III, papież, wylicza [6] siedm rodzajów pocałunków, oddawanych papieżowi podczas mszy papieskiej: „ad os, ad pectus, ad humerum, ad manus, ad brachia, ad pedes, ad genua”; papieżowi to, z powodu jego godności, królowie i cesarze nawet po za mszą całowali nogi. I obecnie jeszcze w liturgji papieskiej odbywa się pocałowanie ręki, piersi, kolan i nogi. Tego ostatniego pocałowania dopełnia subdjakon po ukończeniu epistoły i djakon przed zaśpiewaniem ewangielji, „aby, jak pisze Innocenty III [1], okazali mu najwyższą cześć, aby zaświadczyli, że uznają Go za zastępcę Tego, którego nogi ucałowała owa niewiasta grzesznica [2]. Cześć złożyć należy podnóżkowi nóg Jego, bo święty jest [3], bo nóg Jego dotykając niewiasty, oddały cześć zmartwychwstającemu [4]. W ogólności, nikt niema obowiązku całowania rąk Najwyższego Pasterza, chyba, że z rąk jego coś otrzymuje albo w ręce jego oddaje, aby okazać, że za jedno i za drugie winniśmy mu dzięki składać, albowiem jako zawsze udziela własnych rzeczy, tak nigdy nie przyjmuje cudzych. Oprócz ofiary chleba żadnej innej w ręce nie bierze, jak tylko tę, która za zmarłych jest składaną”.

[6] De altar. myst., l. VI, c. 6.
[1] L. c., II, c. 36.
[2] Łuk. VII, 38.
[3] Ps. XCVIII, 5.
[4] Jan XX, 17.

s. 482-483.

---


August 13, 2012

Des oblations présentées au Souverain Pontife à l’occasion de la canonisation des bienheureux et de leur sens mystique


Editions Sainte-Agnès: "Notre-Seigneur Jésus-Christ, Roi universel des vivants et des morts, a explicitement commandé à ses fidèles de se faire de puissants Amis auprès des bienheureux Habitants du Ciel (S. Luc, xvi, 9). Aussi est-ce le propre de tout véritable chrétien, non seulement de prier et d’invoquer les Saints, mais encore de brûler des cierges devant leurs images, d’orner leurs autels et de faire des aumônes en leur nom et en leur honneur.

Ces saints que nous vénérons et aimons, c’est au cours d’un rituel sacré que le Souverain Pontife, le Vicaire du Christ sur la terre, les a publiquement reconnus dignes du culte de dulie. Assurément, ce n’est pas l’Eglise qui, de personnages quelconques, fait des saints ; le rôle du Magistère consiste essentiellement à reconnaître, de par son charisme d’infaillibilité, l’authenticité de l’œuvre souveraine et absolue du Saint-Esprit dans ces âmes privilégiées. Aussi, la cérémonie de canonisation est-elle une descente manifeste du Ciel sur la terre, la révélation d’une réalité céleste au profit des êtres en état de voie que sont les membres de l’Eglise militante.

C’est pour cette raison qu’un certain nombre de gestes mystérieux ont lieu à cette occasion, dont la signification mystique est propre à réaliser efficacement ce qu’ils désignent. Le petit ouvrage de l’Abbé Ciccolini dévoile la profondeur de ces cérémonies, qui, tout au long du temps qui nous sépare de l’Avènement glorieux de Jésus-Christ, nous ont indiqué à quels saints nous vouer, afin de pouvoir être reçu dans les « tabernacles éternels »."

Tabarro Papal

August 12, 2012

Święta Kongregacja Ceremoniału do rektorów rzymskich kościołów [1902]

August 11, 2012

La cerimonia di consacrazione di 8 nuovi vescovi a Roma



Il Tresoro della Basilica Vaticana

Fine d'anno a San Pietro. Il Pontefice benedice i tramvieri romani


Proclamata Regina la Madonna di Roma - Il Santo padre scende in san Pietro per incoronare Maria Salus Populi Romani


Il Concistoro



August 10, 2012

Comment on élit un pape


On mesure aisément l’importance des conclaves dans l’histoire de l’Église : c’est grâce à leurs délibérations, grâce à leurs votes, qu’au-dessus des hommes, au-dessus de ces frères qui ne se conduisent pas toujours en frères, se dresse toujours un père commun, dont la voix aspire à les unifier.

En élisant un Pape, le conclave donne à Dieu son vicaire, chargé de personnifier ici-bas les droits de la vérité absolue et de l’inflexible morale ; et il donne à la terre je stratège spirituel qui devra, sa vie durant, veiller aux destinées de l’Église en marche. Le conclave prépose un pasteur à cet immense bercail qui, de par la volonté rédemptrice du Christ, doit se confondre avec l’humanité tout entière. Quelles qu’aient pu être au cours de l’histoire les ambitions tout humaines qui parfois s’y agitèrent, les conclaves, survenant périodiquement chaque fois que le règne de Dieu sous son aspect terrestre paraît être en déshérence, ont, en définitive, scandé et déterminé les progrès de ce règne, avec l’assistance de l’Esprit (p. 95).

Proclamazione del Dogma dell'Assunzione


Le journal de Jean Burchard évêque et cérémoniaire au Vatican


En 1885, Thuasne publia, pour la première fois, en trois gros volumes in-quarto, le Johannis Burchardi Diarium dont on ne connaissait jusqu’alors que des extraits recueillis par divers auteurs, notamment par Rinaldi et Eccard. Le travail de Thuasne contenait une lacune et ne monbreuses inexactitudes de détail. Il fut refait par l’Italien Enrico Celani qui, au cours des années 1907-1913, publia en deux volumes in-quarto le Johannis Burchardi liber notarum. Aujourd’hui, pour la première fois, on publie du Journal [1] de Jean Burchard une traduction française qui, ne pouvant être intégrale, contient, du moins, les parties essentielles. 

De quoi parle ce Journal ? Et, tout d’abord, qui est ce Jean Burchard dont le souvenir s’impose aujourd’hui encore à notre attention ?

[1] On a cru devoir garder ce terme consacré par l’usage. Burchard, pour désigner son travail, se servait de l’expression « Livre de notes » (voir 1er janvier 1497 dans Celani 2, 7, dans Thuasne 2, 346).

N. B. : Joseph Turmel en publiant cette traduction voulait susciter une sensation. Il est un prêtre apostat qui a quitté le sacerdoce. Malgré ceci son travail posséde un certain valeur historique et liturgique. 

---

Joseph Turmel, Le journal de Jean Burchard évêque et cérémoniaire au Vatican,
Les textes du christianisme X, Paris 1932

I corpi armati della Citta del Vaticano. La Guardia Svizzera



Le Pape. Le Conclave, l'élection et les cardinaux


La Papauté est la plus vieille institution du monde. En Europe, les amatateurs d’antiquité saluent bien bas une noblesse qui peut remonter aux Croisades : mais la Papauté est antérieure aux Croisades de dix siècles. En Asie, berceau de l’humanité, certaines religions peuvent revendiquer une antiquité millénaire : mais elles sont plutôt des syncrétismes de croyances qu’une Église positive et que, surtout, le gouvernement d’un Chef spirituel.

Seule, la Papauté possède donc, parmi les établissements de notre époque, ce caractère d’ancienneté deux fois millénaire, unie à l’activité la plus intense et la plus étendue : cérémonies du Vatican, « Église du silence », Action catholique, diplomatie pontificale, action sociale, liturgies multiples, des Chaldéens aux Latins et des Latins aux Mozarabes, prêtres, évêques, religieux de toute robe et de toute couleur...

Or, cette Puissance exceptionnelle reste sur bien des points, sinon inconnue, du moins mal connue. Le secret nécessaire qui entoure certaines de ses démarches, le langage particulier de sa Chancellerie et, plus encore, la « laïcisation » du monde moderne qui, au regard de tant de spectateurs sans préjugés, fait de son dogme un corps intellectuel inassimilable, de son culte une sorte de curiosité fossile, de sa mystique une étrange duperie : tous ces motifs contribuent à donner de l’Église l’image d’une Puissance incompréhensible et déconcertante, voire dangereuse, à la fois pour le coeur et l’esprit.

Les pages qu’on va lire – et qui relèvent pas de l’apologétique – n’ont d’autre objet que d’exposer, d’expliquer au lecteur de bonne foi, de lui « raconter » ce qu’est réellement l’Église, en éclairant celle-ci en profondeur, sous ses angles les plus divers, et en commentant cette présentation grâce aux données de l’Histoire et à l’éxperience personnelle de l’auteur : elle sera donc, si l’on veut, une sorte de spectacle « Son et Lumière », pour lequel les projecteurs seront braqués essentiellement sur le Chef visible de l’Église, le Pape, et sur ses associés les plus éminents, ceux qui « portent » l’Église avec lui, le Sacré-Collège des Cardinaux

---

Charles Pichon, Le Pape. Le Conclave, l'élection et les cardinaux, Paris 1955

Cerimonia di incoronazione di Giovanni XXIII e Paulo VI


La vie quotidienne au Vatican sous Jean-Paul II


Ce livre contient davantage que ce que son titre annonce. L’auteur décrit, certes, avec le talent qu’on lui connaît, la vie quotidienne au Vatican sous Jean-Paul II. Mais pour mieux la situer, il commence par raconter en détail les deux conclaves de 1978, puis, en raccourci, la vie de Karol Wojtyla, et enfin, dans une vaste fresque, l’histoire du Vatican, où l’on voit défiler, à côté des papes, Pépin le Bref et Charlemagne, Arnaud de Brescia et Cola di Rienzo, pour arriver, à travers l’époque napoléonienne, jusqu’aux événements de 1870, à la « question romaine » et à sa solution par les Accords du Latran de 1929.

Tel ou tel lecteur pourra trouver que l’auteur tarde un peu à entrer dans son sujet. Mais il lui en sera finalement reconnaissant. Car en même temps que Jean Chélini nous fait bénéficier de sa connaissance des personnes et des lieux, son érudition d’historien lui permet de situer dans son cadre historique ce qui va être le principal sujet de son livre. Et cela est particulièrement appréciable en ce qui concerne les événements récents qu’ont été les deux derniers conclaves et surtout la mort de Jean-Paul Ier.

Bien des sottises, comme tout le monde le sait, ont été dites et écrites sur ces récents épisodes qui ont eu le Vatican pour théâtre. Il était bon qu’un historien sérieux et spécialise depuis plusiers années dans l’histoire des papes redimensionnât ces récits fantaisistes et nous donnât un exposé objectif de ce que ses sources lui permettaient d’attester.

Quant à la vie quotidienne, l’auteur l’a observée de très près et a saisi sur le vif plus d’un détail inconu du grand public. On le lira donc avec un intérêt mêlé de curiosité.

Il nous emmène d’abord, à travers la Porte sainte, dans la zone des fouilles et à la tombe de saint Pierre. Il évoque ensuite les « fastes d’antan » (la garde noble !) et décrit le Vatican d’aujourd’hui avec ses « agents de vigilance » (l’ancienne gendarmerie), sa garde suisse, ses tribunaux, ses Sanpietrini, sa salle de presse, ses musées... Il mentionne, avec une complaisance qu’on jugera peut-être excessive, l’envahissement de ces derniers par des échantillons d’art moderne qu’on eût peut-être aimé voir figurer ailleurs qu’à côté du Pinturicchio dans les appartements Borgia...

Puis il nous promène dans le « petit monde » du Vatican, celui des fonctionnaires se rendant à leur travail ou allant faire leurs emplettes à l’« annona »,, celui de l’Osservatore Romano ou des « Communications sociales », celui de la Cité Léonine, du Borgo Pio, de l’angelus du pape, qui attire à midi chaque dimanche place Saint-Pierre une foule de Romains, de touristes et de pèlerins.

Les appartements du pape nous sont décrits. On nous montre comment Jean-Paul II vit et travaille. L’auteur, qui a analusé dans un autre livre, Les nouveaux papes, de Jean XXIII à Jean-Paul II (1979), ce qu’il considère comme une nouvelle manière d’exercer la fonction pontificale, n’a pas de peine à mettre en relief l’effective nouveauté du style de vie du dernier d’entre eux, le « pape voyageur », qui semble avoir pris à la lettre, comme lui étant personnellement adressée, la consigne laissée par le Christ à ses apôtres avant de les quitter : « Allez, enseignez toutes les nations »... C’est ce que l’auteur appelle, en une heureuse formule, « faire le pape autrement ».

De précieuses annexes complètent ce volume et nous renseignent sur la présence française dans la Rome des papes, le patriciat et la noblesse romaine, ls monnaies et médailles du Vatican, les timbres du Vatican... Ajoutons que, par une judicieuse initiative, cette « Vie quotidienne », à la différence de celles qui l’ont précédée, paraît agrémentée de photographies. Cette nouveauté sera, sans nul doute, appréciée par ses lecteurs, dont le grand nombre – comme nous le souhaitons – constituera la meilleure récompense de l’auteur pour les fatigues de ses laborieuses recherches.

Jacques Martin
Préfet de la Maison pontificale

Cité du Vatican,
Le 23 février 1985

---
Jean Chélini, La vie quotidienne au Vatican sous Jean-Paul II, Hachette 1985

August 6, 2012

Concilio Vaticano II


Il solenne pontificale a San Pietro



Konklawe XX wieku. Kulisy wyborów papieży


Odcięci do świata, pokorni słudzy Boga, jednak niezależni w myśleniu i działaniu. Kardynałowie zebrani na konklawe trwają pod osłoną więzi między tym, co wieczne, a tym, co doczesne, wystawieni na tajemnicze promieniowanie Ducha Świętego.

Książka odsłania tajemnice i kulisy wyboru papieży XX wieku. Widzimy tu zarówno grę sił ludzkich, jak i Boże tchnienie Ducha. Historia Kościoła przeplata się z historią świata i z ludzkimi losami. W tej pasjonującej książce odkrywamy zatem mało znaną, ale jakże ważną kartę najnowszej historii. Poznajemy nieznane fakty z kulisów wyboru papieży, którzy z woli Boga kierowali Kościołem w czasie wielkich i dramatycznych wydarzeń.

Fragment pierwszego rozdziału (s. 5-6):

Odcięci od świata, zdani jedynie na łaskę Boga, jednak niezależni w myśleniu i w działaniu według najbardziej świeckich reguł, kardynałowie zebrani na konklawe trwają pod osłoną więzi między tym, co wieczne, a tym, co przemijalne; wystawieni na tajemnicze promieniowanie jako świadomi widzowie gier Ducha. Paweł VI, zaraz po wyborze, mówił o „tajemniczej grze”. A zatem – „gra”.

Duch tchnie z nieograniczoności czasu, wkracza w to najbardziej pasjonujące zebranie ludzi, modeluje je ręką artysty, potrząsa nim jak gdyby w tańcu duszy. Papieży kształtuje swego rodzaju wytrwała łagodność Ducha, który podpowiada szeptem, niekiedy grzmi, a często spływa tam, gdzie nikt nigdy by się niespodziewał. Obecność Ducha jest powszechnie wyczuwana także przez niewierzących, skoro Jorge Luis Borges, niewidomy argentyński poeta, mógł napisać: „Wierzę, że wszyscy są nawiedzani przez ducha […] i przez to nawiedzenie coś otrzymujemy”.

Wśród elektów jedni zgadzają się natychmiast, drudzy się opierają, jeszcze inni ulegają z rezygnacją lub z cierpieniem. Zdarzają się również i tacy, którzy zostają gwałtownie przymuszeni. Najbardziej intrygującym tego przykładem jest Pius X, wybrany w 1903 roku.

Ale dla wierzących prawdziwymi bohaterami konklawe nie są purpuraci. Ograniczają się oni do składania przysięgi, rozważania, konsultowania się i posługiwania kartkami. Istota konklawe jest dziełem Kogoś Innego, kto nie pozwala kardynałom ślepo zawierzyć, bez wysiłku i osobistego zaangażowania, impulsom i sugestiom.

Aspekt, który wstrząsa, ponieważ – jak podkreślano – w historii nikt nigdy nie ośmielił się stwierdzić tak bardzo bezpośredniej interwencji Wszechmocnego w bieg historii i żadna inna religia nie przedstawia niczego analogicznego. Dlatego jest to rzeczywistość „tajemnicza i nieobliczalna”. Ale także jest to wydarzenie osobiste, biologiczne.

Jak wszystko, co dotyczy wiary, moment wyboru Papieża jest owiany mrokiem, który nie pozwala wierzyć, i światłem, które do wierzenia pobudza. Wystarcza ignorować wszelką granicę, wierzyć, że Transcendencja jest tuż poza zmysłami, a prawda musi się objawić.

August 5, 2012

Canonizzazione - Don Bosco, Nicolò de Flue, Maria Goretti, Pio X






August 4, 2012

Diario di Paride de Grassi, Maestro delle Cerimonie Pontifice


Oto fragmenty zapisków słynnego następcy Jana Brukarda - pochodzącego z Bolonii Paride de Grassi, o którym mówi się, że był ceremoniarzem z urodzenia i zamiłowania, gdyż z zachowanych jego tekstów bije wręcz troska o poprawność i piękność sprawowanych ceremonii, do tego stopnia, iż nie wahał się on powtarzać co raz, komentując krótko różne papieskie decyzje, et male, sed papa voluit..., etc. Oto obszerne fragmenty jego diarium z pontyfikatu Juliusza II i Leona X.



# L. Frati, Le due spedizioni militari di Giulio II tratte dal Diario di Paride Grassi Bolognese, Maestro delle Cerimonie della Cappella Papale, Bologna 1886






# P. Delicati, M. Armellini, Il Diario di Leone X di Paride de Grassi, Maestro delle Cerimonie Pontifice dai volumi manoscritti degli Archivi Vativani della S. Sede, Roma 1884







August 3, 2012

Beatificazione - Domenico Savio, Pio X, Ignazio di Loyola, Innocenzo XI





Pie XII [5] - Accipe tiaram!


            La place Saint-Pierre dont les bras immenses, selon les propres paroles du Bernin, devaient s’ouvrir au monde entier, cette place ne contient plus la foule du peuple.
            Quel spectacle que cette assemblée de trois cent mille hommes !
            Une véritable mer de têtes jusqu’au delà de la place, du côté de la via della Conciliazione, tandis que les colonnades, les loges des palais du Vatican, les fenêtres des maisons d’alentour, les proches collines et les terrasses du collège éthiopien regorgent de spectateurs et que d’autres forment des grappes autour des piliers, des fontaines et des grilles.

* * *

            Là-haut, su la loge décorée, un trône semble attendre.
            Le marquis Patrizi, porte-étendard de la Sainte Eglise Romaine dresse, à côté de ce trône, le drapeau pourpre.
            A l’apparition de la bannière de l’Eglise sur ce balcon, une musique militaire italienne entonne l’hymne pontifical. La garde palatine du pape y répond en exécutant la marche royale italienne.
            Les régiments de l’armée italienne, Bersaglieri, Alpini, grenadiers et dragons, les formations de la milice fasciste, dans un bruit de métal, présentent les armes.

* * *

            Des prélats, vêtus de blanc, s’avancent dans la loge.
            On écarte l’immense draperie pourpre et, derrière les maîtres de cérémonies et les cardinaux assistants, apparaît la haute silhouette du pape.
            Trois cent mille bras s’agitent. Loin, très loin, jusque sur les rives du Tibre, cet océan humain est gagné par le mouvement.
            L’écho de l’hymne « Coronam auream super caput eius » est couvert par les cris d’enthousiasme qui emplissent littéralement l’air.
            Le pape s’est assis sur le trône pourpre.
            Le cardinal Canali s’est approché du pape et lui a ôte la mitre.
            Un nombre incalculable de haut-parleurs diffuse la voix de Son Excellence Caccia-Dominioni :
            « Reçois la tiare ornée de trois couronnes et sache que tu es le père des princes et des rois, le guide de la terre, le représentant de notre Sauveur à qui sont l’honneur et la gloire pour toute éternité. »
            Une nouvelle vague de jubilation s’élance vers le pape couronné et ne reflue que lorsque Pie XII élève la voix pour prononcer la grande bénédiction pontificale urbi et orbi.
            Sur les ailes du vent, la bénédiction du chef trois fois couronné parcourt le monde qui est désormais confié à la garde de Pie XII.
            La pape se tient à présent tout contre la balustrade de la loge, il étend largement les bras pour saluer, à ses pieds, ce peuple qui ne cesse de l’acclamer dans la joie...
            Tandis que l’hymne pontifical retentit de nouveau, Pie XII quitte la loge extérieure de Saint-Pierre.
* * *
            Alors, c’est voix d’airain du gros bourdon de Saint-Pierre qui annonce à la ville et à la Campagna :
            « Vivo, o Pio !... vivo, o Pio ! »
            Le soir de cette journée glorieuse, la façade de la basilique de Saint-Pierre s’illumine de myriades de veilleuses.
            Au-dessus des toits du Vatican, claquant dans la brise nocturne, le drapeau pontifical flotte, auguste et puissant.

---


Benedizione papali - Benedizione all'Urbe e al mondo


Pie XII [4] - La messe du couronnement


            Le pape dit la messe de son propre couronnement.
            Les premiers princes de l’Eglise l’assistent. La cérémonie est d’une majesté et d’un éclat incomparables.
            Les chants accompagnent le sacrifice tantôt d’humbles invocations, tantôt de ferventes supplications, tantôt encore de litanies qui semblent planer dans l’espace.
            Quand le Souverain Pontife a fini de réciter à l’autel les prières initiales de la messe, le cardinal-diacre lui passe le pallium avec ces paroles :
            « Accepte le pallium sacré, symbole de la plénitude de la puissance de grand prêtre, en l’honneur du Dieu tout-puissant ainsi que de sa glorieuse mère la Vierge Marie, des apôtres Pierre et Paul et de la Sainte Eglise Romaine. »
            Profondément recueilli, le pape accepte la bande de laine blanche marquée de croix noires qui est fixée à ses épaules au moyen d’épingles d’or.
            Il se rend ensuite au grand trône pontifical qui s’élève au fond du chœur, éblouissant, encadré de pourpre, au pied de la célèbre chaire du Bernin.
            Tandis que le pape s’y tient, immobile, les premiers dignitaires de l’Eglise passent et repassent, avec les ornements sacerdotaux, entre l’autel, le trône et le tombeau de l’apôtre. Leurs gestes, tous chargés de signigication spirituelle, s’unissent en un grand rythme enchanteur. Les vêtements amples et somptueux confèrent sa noblesse à chaque pas, sa solennité à chaque mouvement de bras.
            Le pape joint les mains, pour la prière. Ses traits baignés de lumière gardent toute leur immutabilité.
            Le credo de la messe « Papae Marcelii » de Palestrina s’exalte dans la basilique.
            Puis le pontife retourne à l’autel où il accomplit les cérémonies de l’offertoire.
            De clairs nuages d’encens montent et s’évanouissent dans l’immensité de cette église...
            Consécration.
            Au moment où le pape s’incline sur l’autel afin de prononcer, sur le pain et le vin, les paroles de la transsubstantiation, soixante mille fidèles tombés à genoux retiennent leur souffle.
            Un silence s’est fait, bouleversant, ineffable.
            Les hommes d’armes eux-mêmes, obéissant à un ordre bref, à peine articulé, se sont agenouillés : avec leurs hallebardes et leurs épées, on les prendrait pour des statues.
            Très haut, le pape élève le calice d’or : solitaire et serein, pendant l’espace de quelques battements de cœur, le vase sacré brille sur l’autel.
            On dirait que les sons ruissellent, avec les rayons mystiques, du haut du ciel lorsque les trompettes d’argent chantent sous la coupole la mystérieuse prière sonore de Dominicus Silveri da Tolentino...
            Emergeant de son émotion, la foule se redresse.
            La voix du Souverain Pontife entonne le Pater. La prière du pape, sa voix qui, après un instant d’hésitation, a retrouvé toute sa fermeté résonne, soutenue par les haut-parleurs, à travers la basilique et jusque sur la ville de Rome, tandis que les cœurs et les âmes des fidèles des cinq continents la recueillent sur les ondes.
            Le Souverain Pontife lui-même ploie dans le geste de génuflexion ; et à trois reprises, il se frappe, humblement, la poitrine :
            « Je ne suis pas digne... je ne suis pas digne... je ne suis pas digne... »
            La messe du couronnement va prendre fin.
            Sur la sedia gestatoria, aux sons de l’hymne pontifical, le pape quitte la basilique qui semble encore frémir dans la tempête des applaudissements.
            Je sais, maintenant, quels frissons sacrés ont fait naître les strophes dans lesquelles Stefan George a rendu l’hommage de la poésie à Léon XIII :

Lorsque sous l’or du dais, dans sa chaise porté
Et du décor de ses insignes entouré
Symbole de splendeur et de charges divines,
Entre les cierges et l’encens il s’achemine
Bénissant l’univers, nous tombons à genoux,
Sentant que la ferveur des croyants passe en nous,
Nous unissant à la foule, qui devient belle
Quand le miracle la pénètre et renouvelle.

---


Anno Santo - la bolla e la Porta Santa


Pie XII [3] - Porté sur la sedia


Les étoiles scintillent encore dans le ciel nocturne de Rome. Il est un peu de quatre heures, et l’aube va se lever sur ce dimanche, 12 mars 1939.
            En dépit de l’heure insolite, la ville est pleine de mouvement et de bruit : des files ininterrompues d’autos traversent les ponts du Tibre, dans la lueur de leurs phares et le vrombissement de leurs moteurs. De toutes parts, une foule innombrable se rue vers Saint-Pierre.
            Mais devant la silhouette grotesque du grandiose palazzo della Giustizia, de puissants cordons de troupes arrêtent hommes et véhicules : seuls ceux qui possèdent une carte d’entrée iront jusqu’à la basilique. Trois cent mille de ces cartes, en chiffre rond, ont été réclamées aux autorités vaticanes de toutes les parties du monde. On en a délivré soixante mille ; la plus grande église de la chrétienté ne peut recevoir un nombre supérieur de fidèles.
            Il fait à peine jour que déjà la basilique est fermée : il ne reste plus un pouce d’inoccupé et il n’est que six heures et demie. Or, les cérémonies du couronnement du pape ne commenceront qu’à huit heures quinze.

* * *

            L’église San Pietro in Vaticano resplendit de lumières. D’immenses draperies de damas pourpre bordées d’or retombent des colonnes et des parois de marbre. Au-dessus d’elles, le regard se perd dans des hauteurs vertigineuses.
            Soixante mille personnes se serrent dans les rangées de bancs et dans les tribunes qui les dominent. La basilique retentit de ce mugissement qui, sortant de certaines coquilles marines, semble être l’écho des tempêtes de l’océan et du brisement de ses vagues.
            Qu’elle est miraculeusement puissante, cette église, dans la lourde richesse de ses dorures, dans son peuple de statues dont les gestes retiennent à jamais la splendeur des mythes et des légendes ! Qu’elle est aérienne dans sa coupole qui monte vers l’espace céleste ! Celui qui, à cet instant, entre dans cette église aperçoit au bout de l’allée de parade maintenue libre par les gardes pontificaux, à travers les colonnes du maître-autel, sous les grappes des dizaines de mille lampes, là-bas, à la limite même du regard, encadré de pourpre, le trône du pape, ce trône blanc comme neige miroitant dans un solitaire lointain, au delà du temps et de l’espace.

* * *

            Le soleil matinal verse sa lumière de couronnement sur la place Saint-Pierre qui est noire de monde.
            Soudain, des hauteurs de la basilique, le son des trompettes d’argent. Les premiers accords de la célébre marche triomphale de Silveri s’élancent, jubilants.
            Le cortège du pape, en une procession sans égale, venant des salles du Vatican, descend l’escalier royal.
            On ouvre le grand portail de bronze de la basilique, et un flot de lumières s’abat sur la foule, rompant son attente.
            Les chanteurs de la chapelle sixtine, sous la direction du maître Perosi, entonnent le Tu es Petrus.
            « Tu es Petrus » - promesse surnaturelle tout d’abord. Affirmation rayonnante qui s’embrase de plus en plus.
            « Tu es Petrus » - confession fervente, foi passionnée.
            « Tu es Petrus » - triomphe souverain, exaltation, cri jaillissant.
            « Tu es Petrus » - serment de fidélité, chant d’amour.
            Soixante mille... non, cent mille... non, deux cent mille voix humaines le lancent à la rencontre du Souverain Pontife.
            Et voici que pour la première fois, en cette matinée, la basilique et la place tout entière retentissent de la délirante acclamation : Evviva il Papa ! Evviva Pio dodicesimo !

* * *

            Immédiatement à droite, devant l’entrée de la basilique, un trône a été préparé. Pie XII, descendu de la sedia gestatoria, y prend place.
            C’est à cet endroit qu’à lieu la première rencontre entre le Souverain Pontife et le clergé du plus grand temple de la chrétienté.
            Le chapitre de Saint-Pierre et le clergé au complet rendent alors le premier hommage solennel qui signifie que le nouveau pape prend possession de la basilique. Le doyen des chanoines, Mgr Nardone, lit le texte de l’hommage et, le premier, baise le pied droit et la main de Pie XII.
            Cette scène est si belle qu’il semble à la foule massée sur la place qu’un tapis magique aux couleurs flamboyantes vient d’être déroulé devant ses yeux.
            Le Souverain Pontife, de nouveau coiffé de la mitre blanche, remonte sur la sedia gestatoria.
            Le Tu es Petrus a repris. Les haut-parleurs portent ses accents au loin tandis que le cortège atteint la basilique même.
            A l’instant précis où la sedia gestatoria – Pie XII, pâle, ascétique, immobile, est plongé dans une muette oraison – passe le seuil de Saint-Pierre, le prince héritier et la princesse héritière d’Italie, à la tête des quarante délégations des divers pays, s’agenouillent à quelques pas de Sa Sainteté.
            Le pape a tourné son regard vers eux.
            Lentement, solennellement,  sa main se lève pour esquisser le geste de la bénédiction.
            L’émotion étreint les cœurs.

* * *

            Le cortège pontifical du couronnement n’a pas encore pénétré à l’intérieur de Saint-Pierre que le défilé des délégations étrangères et les représentants des dynasties régnantes arrivent sur la gauche.
            Des quatre coins du monde, les nations on envoyé leurs messagers pour le couronnement de Pie XII.
            Deux gardes suisses, héraldiques avec leur hallebarde sur l’épaule, précèdent le cortège.
            Le prince de Piémont, en grande tenue, l’uniforme de gala rehaussé du collier de la Sanctissima Annunziata et du ruban de l’Ordre du Christ et, à ses côtés, la princesse héritière dont la lonque traîne est portée par deux nobles de la cour, représentent Sa Majesté le roi-empereur d’Italie, le descendant de ce Victor Emmanuel sous lequel Pie IX eut l’amertume de se dire le « prisonnier de sa dignité, de son honneur et de sa sécurité ».
            Il semble interminable, ce défilé de princes et de nobles, d’ambassadeurs et de ministres, de conseillers et d’attachés qui traversent la nef dans toute la longueur pour aller occuper, dans le chœur, les places réservées des deux côtés du trône pontifical.
            Ravie, la foule savoure le spectacle grandiose du déploiement du faste, de la dignité et de la puissance. Les cœurs ont compris : toutes les nations s’inclinent devant le pape.

* * *

            Voici enfin le cortège du couronnement du pape lui-même entrant dans la basilique.
            Selon une tradition séculaire, il s’ouvre par une double rangée martiale de Suisses en heaume et armure.
            Ils sont suivis des procureurs des ordres monastiques, des prédicateurs et des confesseurs de Saint-Pierre ; deux par deux, ils déploient la variété de leurs costumes.
            Derrière eux arrive un chapelain en chape rouge, escorté par deux Suisses portant hallebarde. Sur un imposant coussin de soie, il soutient la tiare ornée de pierres précieuses, annonçant en ses trois couronnes les trois puissances de l’autorité pontificale.
            Puis c’est la suite ininterrompue, interminable des messagers apostoliques en soutane violette, des avocats du consistoire, des camériers, des chantres de la Sixtine, des prélats de la cour pontificale de justice...
            Le rouge, le violet, le gris des prélats, le noir des « Camerieri di cappa e spada » se mêlent à la bure rèche des moines, aux cottes de mailles étincelantes, aux lames fulgurantes dans la lumière.
            Apparaît ensuite un prélat des « Uditori di Rota » qui porte la croix pontificale et que suivent sept prélats de la signature apostolique tenant en main un candélabre au long cierge allumé.
            C’est le tour maintenant du sous-diacre latin et du diacre grec et de la procession majestueuse des princes de l’Eglise : les abbés, les évêques, les archevêques, les patriarches et les cardinaux.
            Et déjà surgit la « famille du pape », la troupe de nobles et de prélats qui sont au service de sa personne et à celui de son antichambre. On distinque, parmi eux, des camériers secrets de cape et d’épée et, surtout, les princes Colonna, Massimo et Ruspoli.
            Voici enfin que s’approche, environné du balancement des éventails en plumes d’autruche, protégé par le grand baldaquin aux plis lourds dont le lamé d’or miroite, porté par seize serviteurs sur la sedia gestatoria... voici enfin, dominant toute cette pompe, voici que s’approche le pape.

* * *

            Le pape qui bénit.
            Il est au centre de tous les regards.
            Les acclamations, s’unissant en véritable roulement de tronnerre, semblent ébranler la basilique.
            Des gens se lèvent, agitent des voiles, saluent de leurs mains gesticulantes ou jointes au-dessus de leurs têtes comme en une supplication :
            - Evviva il Papa ! Evviva il Santo Padre !
            Pas à pas, la sedia gestatoria avance.
            Le Saint-Père porte une chape lamée d’or et, sur sa tête, la mitre irradiante.
            Devant la sedia gestatoria marche le cardinal Caccia-Dominioni qui va couronner le pape. A as gauche et à sa droite et derrière elle, terminant le cortège, de nouveau des Suisses, l’épée flammée au clair, et des Guardie Nobili dans leurs rutilants uniformes de parade.
            Se tenant très droit sur la sedia gestatoria, son pâle visage immuable, le regard comme tourné en lui-même, Pie XII bénit sans cesse de nouvelles vagues d’un peuple en allégresse. Hiératique, plongé dans un recueillement total, il semble sortir du monde des rêves, lui-même ravi en une extase.
            Et à sa rencontre, inlassable, la houle des clameurs :
            - Evviva il Papa ! Evviva Pio dodicesimo !
            Point culminant, instant sublime et inoubliable où de la prodigieuse coupole de Michel-Ange un fleuve de lumière descend sur le cortège du couronnement, inondant le Souverain Pontife de la suprême splendeur mystique.

* * *

            Un maître des cérémonies précède le cortège du Souverain Pontife.
            Trois fois, il interrompt sa marche.
            Trois fois, il prend avec une longue baguette, dans une coupe d’argent, des brins d’étoupe qu’il allume à un flambeau que porte devant lui un acolyte.
            Et tandis que l’étoupe se consume instantanément, le maître des cérémonies regarde, par trois fois, le pape qui s’approche, exhaussé au-dessus d’un peuple qui lui lance son hosanna, prêt à être couronné de la triple tiare, et par trois fois, il chante avec insistance :
            « Pater sance, sic transit gloria mundi. – Saint-Père, ainsi passe la gloire de ce monde. »
            La foule voit les trois petites flammes s’envoler dans une fumée noire, et elle est saisie par la beauté et le symbolisme de ce rite.

* * *

            Une dernière fois, les trompettes d’argent poussent leurs cris de joie.
            Une dernière fois, les accords puissants lancent leurs chants de triomphe à travers la basilique :
            « Tu es Petrus ! »
            Une dernière fois, les acclamations de la foule, portée par un enthousiasme frénétique, fusent vers les arcades et les coupoles.
            Une dernière fois, l’etroite main blanche du Souverain Pontife trace, au-dessus du peuple, le signe sacré de la Rédemption.
            A présent, la sedia gestatoria s’immobilise devant l’autel de la Confession, au pied duquel le pape va descendre pour célébrer le sacrifice solennel de la messe du couronnement.

---